Robert Kasprzycki - Jakbyt HD
Album: "Piosenki i Nie" (2007) http://kasprzycki.pl/ *** Wciąż się modlę o to, żeby to nie była miłość niepotrzebna, całkiem głupia. Jak słomiany niby wdowiec płonę krótko jasnym ogniem, nie wiem czego w ogniu szukam. Bo tu sobie tak przychodzi byle miłość, partacz, złodziej, nie potrafi nawet kraść. Świat wypływa gdzieś spod powiek i przez chwilę coś wygina się za oknem przestrzeń może. Kaloryfer ciągle zimny a za oknem jakiś inny jakby świat. Nie wiem co tu się zmieniło, może tamta jakby miłość. Wcale nie chce mi się śmiać. Kto powstrzyma tamten deszcz który spadł na głowy naszym snom i zbudził je. Kto potrafi go powstrzymać zanim jutro przyjdzie zima, spójrz... za oknem czarny śnieg. Gdy na imię ma Patrycja, oczy dziwne i błyszczące jakimś chłodem. Oczy lalki która patrzy na mnie ciągle, nie odzywa się, nie milczy jednym słowem. Wtedy nie wiem co mam robić, bo się czuję jak ten złodziej, który oddech kradnie co dnia. Bo słomiany krótki płomień trawi resztki trzeźwych myśli. Gdzieś pod skórą coś się przyśni. Czasem modlę się bez sensu, żeby spadło coś jak manna ciepłą kołdrą. Księżyc wybuchł i za oknem wszystko mokre, ja też moknę, jakby niewidzialny obłok. Jak w proroctwach Swedenborga coś zmieniło świat w krajobraz złotobiały i błękitny. Proszę odejdź zanim przyszłaś. Śmieszna miłość na pół gwizdka - półpolicjant, półartystka . Na rysunkach widzę cienie lub wspomnienie tamtych cieni, co minęły mi już dawno. Może były jakieś inne, może tylko się przyśniły, lecz upartą są wciąż kartką. Gdy otwieram starą książkę ciągle widzę tamto imię. Może kiedyś mi to minie. Kiedy umrę albo zginę, lecz to przecież nie to samo, wszyscy umrą. Gdzie dziś jestem? Kim dziś jestem? Śpiewodramą... A na imię ma Patrycja, jakby miłość, bokiem wyszło szydło prawdy. Wcale nie jest taka ładna, lecz ładniejsza ładna jest niż żadna przecież. Pora kończyć tę piosenkę, jeszcze tylko kilka dźwięków. Jeszcze kilka tylko zdań. Bardzo chciałbym dzisiaj wrócić do tych dni, gdy byłem krótszy o ten łańcuch, który zwisa, o ten łańcuch, który zwisa z szyi w dół... Wciąż się modlę o to, żeby to nie była miłość niepotrzebna, całkiem głupia. Jak słomiany niby wdowiec płonę krótko jasnym ogniem, nie wiem czego w ogniu szukam. A na imię ma Patrycja, dziwnie weszła, dziwnie wyszło, w rymach do snu ją układam... Kartek biel jak szelest żagli, nagle milknie już nie nagli... bym coś pisał albo zagrał... bym coś pisał albo zagrał... bym coś pisał albo zagrał...