Bartek Kalinowski - Szczeniacka autobiografia

06.01.2011
Kiedyś napisałem taki utwór, "Szczeniacka autobiografia", pierwotny tytuł to "Piosenka o moim dzieciństwie" to był napewno rok 2002 jeden z najlepszych i najpłodniejszych w moim życiu. Piosenka ta nawiązuje pomysłem do Ballady o dzieciństwie Wysockiego, ale jest dokładnym opisem tego jak żyły dzieciaki pokolenia Gierka i lat 70-tych. Żyło nam się naprawdę nieźle, w zasadzie cały dzień na podwórku, piła, kapsle, wojny dzielnic, podchody, nóż, Matka i ojciec, karty, huśtawka na drzewie, resoraki. W zasadzie wszystko skończyło się w momencie pójścia do Ogólniaka, ale 8 lat szkoły i 2-3 przedszkola to wystarczyło by ukształtować człowieka. Wtedy nie było czasu na bzdury i nie było też większych zatargów, chuliganki, to dopiero zaczęło się później. Posłuchajcie piosenki wspomnienie, myślę że wielu z was odnajdą tam siebie, choć i byli tacy co mało uczestniczyli w tym naszym szczeniackim życiu, byli obok jakby izolowani, dziś kilku z nich robi kariery i te nazwiska mogą być wam znane. Niech żyje Witawa, niech żyje!!! -Piosenka o moim dzieciństwie- Urodziłem się w Gdańsku w szpitalu, Ciut za długo mnie matka nosiła, Nie zrobiłem tam za to skandalu, Bo Dzień Dziecka mnie urodziła. Na Tatrzańskiej w Sopocie mieszkałem, U Leona dobrego dziadka, I zwycięstwo na Wembley widziałem, I zaczęli grać Czterdziestolatka. Ja patrzyłem w dół z piętra ósmego, Na jaskółki postępu i ruchu, I dziwiłem się bardzo dlaczego, Wciąż najwięcej było maluchów. Nie lubiłem hałasu w nadmiarze, Byle z dziadkiem do kiosku przemierzyć, Ktoś napisał Pink Floyd na cmentarzu, Byłem królem ołowianych żołnierzy. Kiedy byłem już dzielnym trzylatkiem, To mieszkanie dostali rodzice, Dni spędzałem w Sopocie z dziadkiem, Resztę w Gdyni na Kcyńskiej ulicy. Później dali mnie już do przedszkola, I zaczęły się małe wybryki, Moja mała wytrwała wesoła, Tam gdzie byłem uczyłem rytmiki. Mój ojczulek był zaś mundurowiec, I siostrzyczkę poczęli rodzice, Nie doczekał narodzin się ojciec, Wylądował w Egipcie w Afryce, Przebierańców bal właśnie się kroił, Dla dzieciaków to przednia zabawa, Tłumy Indian i dzielnych cowboi, Ja przywdziałem zaś kostium Araba, Jeszcze zanim 6 latek skończyłem, To już okres Cisowski przeminął, Znowu adres mieszkania zmieniłem, Przenieśliśmy się na Witomino. To był wtedy raj dla dzieciaków, Tak się toczy ta ma Odyseja, Znowu wbiłem się w chór przedszkolaków, Znałem Śliwę, Piotrusia, Andrzeja. Lubiliśmy się bawić w podchody, Ganialiśmy po lesie jak dzicy, Nie liczyły się żadne przeszkody, Nasza twierdza była w piaskownicy. Mą fereinę pamiętam, dziewczyny, NA zabawach czas leciał jak z bicza, Smakowały mi leśne buczyny, Pierwszym kumplem był Rob Komorniczak. Z ojciec gnałem na grzyby do lasu, I rzucałem patyki do ręki, Koszyk grzybów to godzina czasu, Tak niedawno było to jakby wieki, W domu głowę w łazience rozbiłem, Dla maluchów te klamki to draństwo, O przedszkolu więc kit wymyśliłem, I to było moje pierwsze kłamstwo. W zaspach tonął najbliższych Panteon, Tych

Похожие видео